czwartek, 14 kwietnia 2011
zaczęło się…
No to się zaczęło, wczoraj. Aśka była głucha na wszystkie prośby, groźby i błagania. Ja dostawałam szału, że nie słucha i robi, co chce. Wiem, najtrudniej jest mieć pretensje do siebie, ale ona pewnie wyczuwa moje nerwy i po swojemu próbuje zwrócić na siebie uwagę. Ryczałyśmy obie co chwilę. Wcale nie jest łatwo pogodzić ciążę z dzieckiem, które już jest. Jak dodamy do tego kłopoty finansowe, to burza gotowa. Za dużo się ostatnio nazbierało. Jestem w ciąży, organizm szaleje a ja jeszcze próbuję ograniczyć antydepresanty. Nie chciałabym, żeby dziecko tuż po porodzie musiało iść na terapię odwykową. Pani doktor twierdzi, że kobiety całą ciążę przechodzą na lekach ale wolałabym pod kontrolą je odstawić. Wiem jakie są skutki nie wzięcia tabletki, ja mówię, że jestem na głodzie narkotykowym; nie chciałabym dziecka na to narażać po porodzie. I tak przyjście na świat to dla niego wystarczający szok.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz