wtorek, 10 maja 2011

długa noc

Nie mogłam wczoraj usnąć. Problem w tym, że mąż nocował u swoich rodziców a ja miałam czuwać nad młodą. W moim przypadku teoria, że po urodzeniu dziecka, matki nigdy już nie śpią normalnie, bo wsłuchują się w każdy oddech, jest wierutną bzdurą. Przez ostatnie trzy lata z hakiem nie słyszałam większości płaczów i dyskusji Aśki (w nocy gada jak najęta; w dzień gada jeszcze bardziej). Ja nawet najczęściej nie słyszę, kiedy się budzi i mnie woła. Tym wszystkim zajmuje się u nas tatuś, który jakoś snu nie potrzebuje. Skutek uboczny takiej sytuacji jest to, że potem nam dokucza; która to niby głośniej chrapie, która co opowiada (bo mnie się też podobno to zdarza, chociaż nie wiem, czy mu wierzyć) i która bardziej wyłazi spod kołdry w nocy. A wczoraj tatusia nie było... A wczoraj w przedszkolu zdarzył się wypadek, dziecko się przewróciło i raniło w rajstopę na kolanie. Pani zakleiła jej kolano plastrem, żeby jej się noga nie drażniła o tę dziurę, więc Aśka przeżywała to cały wieczór. Nie dość, że miała plaster na jednym kolanie, to jakiś komar ją chyba dziabnął w drugie kolano. Pół nocy przegadała wrażenia z dnia, kolejny jakiś czas poświęciła na wydrapywaniu dziury w drugim kolanie, bo ją swędziało. Efekt tego jest taki, że padam dziś na nos z niewyspania. Kiedyś wręcz lubiłam, jak go nie było w domu, teraz potrzebuję, żeby był. Dopiero wtedy mogę noormalnie spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz