Dziecko się nam rozchorowało. Nazwaliśmy to "chorobą Matizową". Choroba taka objawia się po sprzedaniu Matiza. Aśka długo nie chciała przyjąć do wiadomości, że sprzedajemy jeździdełko, nawet się popłakała. Starałam się jej wytłumaczyć, że nie możemy go zatrzymać, bo jest już stary, psuje się i jak nie będziemy nim jeździć (a nie jeździmy) to nie warto go trzymać. Szczęście, że chociaż uznała, że pan kupujący jest ładny.
Musiałam jej obiecać, że jak będzie duża to jej kupimy nowego Matiza, bo "nigdy, przenigdy nie spodoba jej się inny samochód, bo ten bardzo kocha". Mam nadzieję, że ta choroba nie jest przewlekła, bo już się zdążyliśmy nią zmęczyć wszyscy. W zasadzie dwa dni i dwie noce walczymy z temperaturą i jak już się nam wydaje, że sytuacja jest opanowana, zaczyna się "mamo, zimno..." i żadnych innych objawów. Lekarz nie wysłuchał i nie wypatrzył nic. Czy tak wygląda tak zwana trzydniówka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz