czwartek, 2 czerwca 2011
piesek
Jak pisałam wcześniej, młoda kupiła sobie (znaczy ja kupiłam jej) taką małą figurkę pieska. W sobotę. W niedzielę przyjechał z nami do domu a od poniedziałku było wspólne szukanie, bo zginął. W poniedziałek Aśkę trochę zbywaliśmy, bo myśleliśmy że leży gdzieś w zabawkach. Wieczorem podeszłam do sprawy poważnie- przetrzepałam wszystkie zabawki. NIC. Cały wtorek od momentu pójścia młodej do przedszkola poświęciłam na przetrzepanie szafek kuchennych, szuflad, nawet naszych butów, jeszcze raz zabawek... Właziłam z latarką pod nasze łóżko, szafę, komodę. Polazłam na górę do rodziców, chociaż mąż zapewniał mnie, że w niedzielę wieczorem zwierzak zszedł jednak na dół. NIC... NIC... NIC... Dzisiaj ścieliłam Aśce łóżko i co znalazłam od nim? Pieska. Szczęście było wieksze, niż z wszystkich prezentów na Dzień Dziecka. Nadążysz za babą? A ja myślałam, że nowy rower to będzie największy hit wśród prezentów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)